9.12.2012

Hah, to chyba jakiś żart!

Dwadzieścia lat temu do Hogwartu uczęszczało dwoje nieznanych sobie uczniów. Ich spotkanie było całkowicie przypadkowe-gdyby nie żart przyjaciela jednego z nich być może nigdy by się nie poznali. I tak zaczęły się coraz częstsze spotkania, krótkie wymiany zdań o pogodzie przerodziły się w długie rozmowy o życiu a po pewnym czasie ta para uczniów zaczęła się spotykać. Szybko wzięli ślub a owocem ich związku jestem ja, mała, niepozorna brunetka z ciętym językiem i wysokim intelektem, zwana potocznie..
-..HERMIONA!!-piękne imię nie prawda? Mnie się zbytnio nie podoba.
Tym który krzyczał był Aleks, mój narwany przyjaciel u którego prawdopodobnie stwierdzono by ADHD.
-Hermiona, gdzie do cholery się ukrywasz?!-krzyczał nadal.
Jak zwykle o tej porze siedziałam w bibliotece między półkami działu, którego nikt nie odwiedzał. Tak,"Mugolska Literatura Fantastyczna" nie jest zbyt ciekawa dla czarodziei, gdyż to co jest opisane w większości książek, oni przeżywają codziennie. Według mnie, wyobraźnia mugolów jest godna podziwu-niemalże wszystko się zgadza z rzeczywistością w jakiej przyszło mi żyć. Ten dział to idealne miejsce do spokojnego myślenia.
-Oh, tu jesteś!-z zza rogu wychyliła się niebiesko włosa głowa mojego przyjaciela. Swój niezwykły kolor włosów zawdzięczał temu iż jest metamorfomagiem, to znaczy że może zmienić kształt i wygląd dowolnej części swojego ciała a żeby to zrobić wystarczy, że o tym pomyśli.
-Dyrektor cię do siebie wzywa, chyba wiesz po co?-w jego głosie brzmiał udawany smutek. Skąd wiem że udawany? Ponieważ wystarczyło dobrze mu się przyjrzeć aby zobaczyć że każda cząstka jego ciała śmieje się ze mnie.
-Taa, niestety tak.-ostatnimi czasy (a właściwie odkąd uczęszczam do tej szkoły, czyli będzie już jakieś sześć może siedem lat) trochę narozrabiałam, więc kwestią czasu było to, co za moment miało nastąpić. Madame Maxime jest cierpliwą kobietą, ale nawet ona ma jakieś granice. Ciekawe tylko w jaki sposób udało mi się ją wkurzyć?
Westchnęłam a Aleks rzucił tekst w stylu "będzie okej, bracie". Pokiwałam tylko głową, nie wierząc w jego słowa. Byłam realistką, a patrząc przez pryzmat tego co wyprawiałam tutaj, to o czym myślałam było bardzo prawdopodobne.
Aleks był czarodziejem czystej krwi w przeciwieństwie do mnie-moja matka nie jest nawet półkrwi (jedynie z jej strony, dziadek był czarodziejem, pozostali to mugole) natomiast mój ojciec jest czystokrwisty - jestem półkrwi wiedźmą, jak pieszczotliwie mnie nazywa. Rzadko się spotyka takich ludzi jak on, Aleks jest miły, zabawny, pomocny i przyjacielski ale kiedy trzeba potrafi być chamski, bezczelny i arogancki. Idealnie utrzymuje równowagę między wykluczającymi się cechami charakteru. I za to go lubię, jest idealnym kompanem przygód ale jeszcze lepszym przyjacielem. Znamy się od dawna, znamy swoje słabości, swoje silne strony, wiemy o sobie dosłownie wszystko. Chciałabym zobaczyć minę tego, który twierdzi, że przyjaźń damsko-męska to mit.
Z trudem wspięłam się na najwyższe piętro (dzięki babciu za astmę!) i dysząc niczym lokomotywa zapukałam w ogromne drzwi z pozłacanymi ornamentami na nich wykutymi. Usłyszałam w miarę głośne "proszę" i weszłam do środka.
W gabinecie Madame Maxime wszystko było wielkie, dzięki czemu czułam się jeszcze mniejsza, lecz mimo rozmiarów wszystko co się tutaj znajdowało było przepełnione elegancją i wdziękiem. Pomieszczenie było kwadratowe, w każdym możliwym miejscu wisiały wstążki i inne typowo kobiece pierdółki. Usiadłam w ogromnym fotelu w wytłaczane, różowe kwiatki i niecierpliwie machałam nogami w powietrzu. Byłam lekko zirytowana faktem, że nie dosięgałam do podłogi. Aleks zachichotał z mojej naburmuszonej miny i usiadł w fotelu obok. On miał o tyle dobrze że spokojnie mógł sobie siedzieć i nie machać nogami w powietrzu.
-Dziękuję Aleks, możesz już iść.-powiedziała Madame Maxime wskazując drzwi.
-Nie, niech zostanie. I tak wie o co chodzi-uśmiechnęłam się delikatnie. Mimo wszystko, Madame Maxime uwielbiała mnie, traktowała mnie jak swoją wnuczkę, więc nie odmawiała mi prawie niczego.
-Eh, no dobrze. Hermiono, niestety rada złożona z profesorów, jak i darczyńców Beauxbatons, podjęła niekorzystne dla ciebie decyzje. Albo opuścisz szkołę w ciągu dwóch miesięcy, albo zostaniesz..
-Albo zostanę wyrzucona w trybie natychmiastowym. To chciała powiedzieć pani profesor?-kiwnęła głową z cichym westchnieniem. Hah, wiedziałam. -Rozumiem.. Poinformowała pani mojego ojca?
-Tak, niestety nie będzie mógł przyjechać. Zamiast niego odbierze cię pani Ursula.-uśmiechnęła się dobrotliwie jakby starając się pocieszyć mnie.
-A.. a czy powiedział coś więcej?-chciałabym wiedzieć, że choć trochę się o mnie martwi.
-Nie, przykro mi.
-Rozumiem.-to było w jego stylu, nie interesował się niczym poza swoją pracą, nawet własnym dzieckiem.-Aleks?
-Hm?
-Idź do mojego pokoju, zaraz przyjdę.
-Ale..
-Idź i nie marudź-musiałam być stanowcza, inaczej by mnie nie posłuchał.
-Dobrze-wstał niechętnie, wiedziałam że chciał posłuchać jeszcze o czym będziemy rozmawiać. Wyszedł z gabinetu trzaskając cicho drzwiami.
-Odpowie mi pani na jedno pytanie?-właściwie pytając o to zadałam już jedno, ale to szczegół-Jaki jest tego wszystkiego powód? Dlaczego mam odejść?
 -Nie powinnam ci tego mówić, ale.. Amelie Marmouget oskarża ciebie o..